Facet, który się zawiesił (Numb) (2007) - recenzja

Scenarzysto, masz przemawiać do widza obrazem, a nie wszystko mu opowiadać. Dobra, głos z offu czasami jest fajny, ale nie żeby maskować tym brak pomysłu. Jakim cudem zdobyłeś kasę na realizację takiego "opowiadanego" scenariusza i do cholery skąd tylu dobrych aktorów w filmie, za który nie dostali wielkiej gaży? Tak było przy pierwszym podejściu do "Faceta, który się zawiesił" i zrezygnowałem około ósmej minuty. Za drugim razem przebrnąłem przez niemiłosiernie przegadany początek i z każdą minutą było coraz lepiej.

W Hollywood powtarza się, żeby nie pisać scenariuszy o ludziach parających się piórem, a nade wszystko o ludziach, piszących scenariusze w Hollywood. Jest co najmniej kilka udanych wyjątków od tej reguły, jak serial "Californication" czy zapomniana przez widzów i krytyków "Entropia" Phila Joanou, ale trafiają się gnioty pokroju "She Wants Me" Roba Margoliesa (gniot w sensie scenopisarskim, pewne elementy filmu dają radę).

Harris Goldberg (pełnometrażowy debiut reżyserski, w dorobku m.in. scenariusz do "Boskiego żigolo") był na dobrej drodze do stworzenia badziewia. Nie chodzi o to, że łamał znaną hollywoodzką regułę. Gorzej, postanowił opowiedzieć o swojej chorobie - depersonalizacji (według Wikipedii: "zaburzenie psychiczne towarzyszące często derealizacji objawiające się odczuwaniem zmian we własnym sposobie myślenia czy poczuciu zmian własnej tożsamości"). Scenariusz-terapia plus brak dobrego pomysłu na rozpoczęcie filmu. Wynik takiego równania zwiastował porażkę, a tutaj... takie miłe zaskoczenie.

Hudsonowi, tytułowemu facetowi, który się zawiesił, pewnego razu zdarzyło się przesadzić z ziołem i odtąd zaczęły się jego jazdy z psychiką. Błąkając się od lekarza do lekarza, wreszcie znajduje deskę ratunku. Trochę jak Adaś Miauczyński, który w "Dniu świra" na lekcji polskiego znalazł jedną parę oczu, wpatrzoną w niego, tak Hudson spotkał piękną Sarę, pracującą w wytwórni filmowej. Na szczęście Goldberg nie zrobił kolejnego filmu w stylu "chłopak zdobywa dziewczynę, traci i odzyskuje", chociaż w filmie mamy wątek miłosny, swoją drogą dobrze poprowadzony.

Na pierwszym planie mamy chorobę Hudsona, przy okazji poznajemy jego zawodowego partnera, z którym pisze scenariusze, rodziców, a co ważniejsze - dostajemy wspaniały zwrot akcji w osobie pewnej uznanej behiaworystki z Los Angeles. Do dobrego scenariusza (nie licząc kiepskiego początku i scen retrospekcji) dorzucamy świetne role Matthew Perry'ego, Lilly Collins i Mary Steenburgen, ścieżkę dźwiękową Ryana Shore'a i zdjęcia Erica Steelberga (kamera kręci się czasami jak w "Kasynie" Scorsese).

"Facet, który się zawiesił" to też przykład, jak z prywatnej, niemal intymnej relacji o zmaganiu się z chorobą, stworzyć opowieść bardziej uniwersalną. - Tylko przy tobie jest mi dobrze (...). Mogłabyś mnie uratować - mówi Hudson do Sary. Reżyser przekonuje, że to jest droga na skróty, że w naszym życiu są problemy, z którymi trzeba się zmierzyć samemu.

Ocena: 4

Facet, który się zawiesił (Numb), USA 2007, reż. Harris Goldberg, wyst. Matthew Perry, Lynn Collins, Mary Steenburgen, Kevin Pollak

Komentarze

Popularne posty