Uciekinierzy / Zbiedzy (Begletsy) (2014) - recenzja
Klimatyczny "eastern" - thriller z elementami westernu, osadzony w rosyjskiej tajdze z początku XX wieku.
Rok 1907. Rosyjskie władze nie szukają więźniów zbiegłych z katorgi. Wyznaczają za nich nagrodę, a resztą zajmują się grupki Kozaków. Nie chce im się targać więźnia do najbliższego ośrodka cywilizacji, więc zabijają zbiegów i obcinają im uszy. Dla władz jest to wystarczający dowód i wypłacają wtedy nagrodę.
Na początku filmu poznajemy grupkę uciekinierów, ale nasza znajomość trwa bardzo krótko. Wnet zostają zabici przez Kozaków. Tylko jeden daje radę uciec. Bezbronny, w kajdanach, głodny człowiek kontra piątka zawodowych łowców. Ci nie zamierzają odpuszczać, bo więzień jest "polityczny", czyli nagroda za niego jest o wiele większa. Tymczasem nasz bohater trafia do chatki na pustkowiu i wkrótce poznaje mieszkającego tam Wasyla oraz jego piękną niemą pasierbicę (albo, jak chcą niektórzy recenzenci, żonę). Z grubsza wiadomo co nas dalej czeka: łowcy będą polować na bohatera, z kolei los połączy uciekiniera z pięknością z tajgi i razem będą musieli stawić czoło zagrożeniu.
Atuty filmu to piękne ujęcia syberyjskiej przyrody, dobra gra aktorska plus ciekawy zabieg formalny. Jeżeli wierzyć rosyjskim stronom internetowym, łowcy posługują się słownictwem żywcem wyjętym z początku ubiegłego stulecia i wcale nie razi to sztucznością. Najważniejsze jednak pytanie: jak wypada scenariusz?
Monologi autochtona z Azji na początku i końcu filmu są zbędne i niepotrzebne. Mają zbudować klimat, ale efekt ten można osiągnąć obrazami, a nie pretensjonalnymi wypowiedziami z offu. Zresztą pierwsze sceny w zupełności wystarczają - widzimy, że w tej zabawie nikt nie bierze jeńców i nasz bohater musi uciekać. Tak samo końcówka wypadłaby lepiej, zwłaszcza, że mamy na pożegnanie dostajemy pyszny, wręcz westernowy obrazek. Ale nie, scenarzyści uparli się zakończyć film tak jak rozpoczęli. To jak fałszywe dźwięki w całkiem udanej kompozycji.
Pościg jest przedstawiony w zgodzie ze sztuką scenopisarską. Twórcy umiejętnie budują napięcie, stawiają kolejne przeszkody przed bohaterem (bohaterami) plus serwują kapitalną scenę z bronią, która ma strzelić, a nie jest nabita. Pod koniec jednak paliwo z pomysłami zaczęło się wyczerpywać i trzeba było wspomagać się "deux ex machina". Przypomina to nieco sytuację z Centuriona (2009), innej opowieści o polowaniu na zbiegów, osadzonej w przeszłości, gdzie nagle na ich drodze ni z gruchy, ni z pietruchy pojawia się Arianne, samotnie mieszkająca piktyjska dziewczyna. W Uciekinierach wygląda to lepiej, ale nie da się ukryć, że scenarzyści zgubili się w tajdze razem z bohaterami. Równoległy wątek, relacje między uciekinierem a jego towarzyszką, jest poprowadzony bardzo subtelnie. Fakt, że dziewczyna nie mówi, podwyższył poprzeczkę i trudniej było popaść w banał.
Protagonista wypada jednowymiarowo. Był dobry wątek zamachu terrorystycznego, za który trafił na Syberię, lecz pozostał niewykorzystany. Umiejętne wkomponowanie scen retrospekcji i ich nieznaczne rozbudowanie dałoby lepszy efekt. Duży plus, że scenarzyści nie rozkładają biografii bohatera na części pierwsze. To nieważne jak wyglądało jego życie przed katorgą, jak traktowano go w więzieniu, jaki wyrok dostał, gdzie zmierza. Czy ucieknie i przeżyje - to jest ważne pytanie i to nas interesuje. W trakcie filmu, oceniając po jego relacjach z napotkanymi ludźmi, przekonujemy się, że protagonista to w gruncie dobry człowiek.
Ekipa łowców przedstawiona jest typowo. Mamy antagonistę, który się nie cofnie przed niczym, jest jego kompan ze skrupułami, jest młody, dla którego to pierwsza misja... Czasami rzucają informacje na temat swojego życia prywatnego, ale koniec końców pozostają szablonowi. Z drugiej strony pewnie tacy byli ludzie, którzy ścigali więźniów zbiegłych z katorgi - chciwi, okrutni i nieciekawi.
Zresztą nie ma co narzekać. Przyjemnie się oglądało tego "easterna".
Ocena: 4
Uciekinierzy / Zbiedzy (Begletsy), Kazachstan/Rosja 2014, reż. Rustam Mosafir, wyst. Piotr Fiodorow, Jelizawieta Bojarska, Siergiej Cepow
Rok 1907. Rosyjskie władze nie szukają więźniów zbiegłych z katorgi. Wyznaczają za nich nagrodę, a resztą zajmują się grupki Kozaków. Nie chce im się targać więźnia do najbliższego ośrodka cywilizacji, więc zabijają zbiegów i obcinają im uszy. Dla władz jest to wystarczający dowód i wypłacają wtedy nagrodę.
Na początku filmu poznajemy grupkę uciekinierów, ale nasza znajomość trwa bardzo krótko. Wnet zostają zabici przez Kozaków. Tylko jeden daje radę uciec. Bezbronny, w kajdanach, głodny człowiek kontra piątka zawodowych łowców. Ci nie zamierzają odpuszczać, bo więzień jest "polityczny", czyli nagroda za niego jest o wiele większa. Tymczasem nasz bohater trafia do chatki na pustkowiu i wkrótce poznaje mieszkającego tam Wasyla oraz jego piękną niemą pasierbicę (albo, jak chcą niektórzy recenzenci, żonę). Z grubsza wiadomo co nas dalej czeka: łowcy będą polować na bohatera, z kolei los połączy uciekiniera z pięknością z tajgi i razem będą musieli stawić czoło zagrożeniu.
Atuty filmu to piękne ujęcia syberyjskiej przyrody, dobra gra aktorska plus ciekawy zabieg formalny. Jeżeli wierzyć rosyjskim stronom internetowym, łowcy posługują się słownictwem żywcem wyjętym z początku ubiegłego stulecia i wcale nie razi to sztucznością. Najważniejsze jednak pytanie: jak wypada scenariusz?
Monologi autochtona z Azji na początku i końcu filmu są zbędne i niepotrzebne. Mają zbudować klimat, ale efekt ten można osiągnąć obrazami, a nie pretensjonalnymi wypowiedziami z offu. Zresztą pierwsze sceny w zupełności wystarczają - widzimy, że w tej zabawie nikt nie bierze jeńców i nasz bohater musi uciekać. Tak samo końcówka wypadłaby lepiej, zwłaszcza, że mamy na pożegnanie dostajemy pyszny, wręcz westernowy obrazek. Ale nie, scenarzyści uparli się zakończyć film tak jak rozpoczęli. To jak fałszywe dźwięki w całkiem udanej kompozycji.
Pościg jest przedstawiony w zgodzie ze sztuką scenopisarską. Twórcy umiejętnie budują napięcie, stawiają kolejne przeszkody przed bohaterem (bohaterami) plus serwują kapitalną scenę z bronią, która ma strzelić, a nie jest nabita. Pod koniec jednak paliwo z pomysłami zaczęło się wyczerpywać i trzeba było wspomagać się "deux ex machina". Przypomina to nieco sytuację z Centuriona (2009), innej opowieści o polowaniu na zbiegów, osadzonej w przeszłości, gdzie nagle na ich drodze ni z gruchy, ni z pietruchy pojawia się Arianne, samotnie mieszkająca piktyjska dziewczyna. W Uciekinierach wygląda to lepiej, ale nie da się ukryć, że scenarzyści zgubili się w tajdze razem z bohaterami. Równoległy wątek, relacje między uciekinierem a jego towarzyszką, jest poprowadzony bardzo subtelnie. Fakt, że dziewczyna nie mówi, podwyższył poprzeczkę i trudniej było popaść w banał.
Protagonista wypada jednowymiarowo. Był dobry wątek zamachu terrorystycznego, za który trafił na Syberię, lecz pozostał niewykorzystany. Umiejętne wkomponowanie scen retrospekcji i ich nieznaczne rozbudowanie dałoby lepszy efekt. Duży plus, że scenarzyści nie rozkładają biografii bohatera na części pierwsze. To nieważne jak wyglądało jego życie przed katorgą, jak traktowano go w więzieniu, jaki wyrok dostał, gdzie zmierza. Czy ucieknie i przeżyje - to jest ważne pytanie i to nas interesuje. W trakcie filmu, oceniając po jego relacjach z napotkanymi ludźmi, przekonujemy się, że protagonista to w gruncie dobry człowiek.
Ekipa łowców przedstawiona jest typowo. Mamy antagonistę, który się nie cofnie przed niczym, jest jego kompan ze skrupułami, jest młody, dla którego to pierwsza misja... Czasami rzucają informacje na temat swojego życia prywatnego, ale koniec końców pozostają szablonowi. Z drugiej strony pewnie tacy byli ludzie, którzy ścigali więźniów zbiegłych z katorgi - chciwi, okrutni i nieciekawi.
Zresztą nie ma co narzekać. Przyjemnie się oglądało tego "easterna".
Ocena: 4
Uciekinierzy / Zbiedzy (Begletsy), Kazachstan/Rosja 2014, reż. Rustam Mosafir, wyst. Piotr Fiodorow, Jelizawieta Bojarska, Siergiej Cepow
Komentarze
Prześlij komentarz