Darmozjad polski (1997) - recenzja
![]() |
(źródło: filmweb.pl) |
Może najpierw cytat ze strony filmpolski.pl:
"Darmozjad polski" jest fabularyzowanym dokumentem etnograficznym, pozbawionym całkowicie akcji. Jej miejsce zajmuje obserwacja, świat oglądany jest z perspektywy człowieka chorego na paraliż telewizyjny, poszukującego w życiu odpowiedzi na kilka najprostszych pytań, na przykład: Która jest godzina? Co będzie na obiad ? Skąd się wziąłem i kim jestem? Fabuła została oparta na prostym schemacie: oto minął właśnie kolejny beznadziejny dzień, znowu jest tak, jak było wczoraj, a jutro będzie tak samo, jak dziś. "O Boże, jak tu jest strasznie nudno" - mówi jedna z bohaterek. I tak z dnia na dzień. Suchy zapis codzienności zostaje pozostawiony bez komentarza i wyciągania pospiesznych wniosków...
Nope.
O czym więcej jest ten film?
Juliusz Biedrona wychodzi po 8 latach spędzonych w psychiatryku i kieruje się w stronę swojego domu - a raczej tego, co z niego zostało. Stojąc na jego ruinach, snuje dwie opowieści - jedną z czasów dzieciństwa, drugą, gdy miał 30 lat i rodzice bezskutecznie próbowali mu znaleźć pracę ("Lepiej zbijać trumny niż bąki" - stwierdza ojciec) i kobietę ("Chłop bez baby, to jak knajpa bez piwa" - powiada wuj).
Akcja rzeczywiście nie galopuje, ale schowanie trzech filmów w jednym (o Julisiu-dziecku, Julisiu-trzydziestolatku i Juliuszu po wyjściu z psychiatryka) nie pozwala na nudę. Opowieść o czasach najwcześniejszych ma swój klimat, momentami nasuwający skojarzenia z nostalgicznym Tornatore czy wczesnym Kusturicą, bo zbiór scen z dzieciństwa kreśli specyficzny obraz polskiej prowincji z czasów komuny. Jest też średnio funkcjonująca (określenie dysfunkcyjna byłoby nadużyciem) rodzina, której obraz mocno skręca w kierunku Domu wariatów Koterskiego. Na uwagę zasługuje ciekawy pomysłem formalny: Julisia-dziecko gra... Juliusz współczesny.
W historii 30-letniego jąkającego się, bezrobotnego i pierdołowatego Julisia pojawia się femme fatale na miarę polskiej prowincji - pracująca na poczcie Zosia, której pierwsze powiedziane na ekranie zdanie brzmi: "Kurwa, zobacz jaki ten świat jest piękny. A my w tej dziurze kisimy ogóra". Proste, ale jakże kapitalne. Zosia ma swój plan na wyrwanie się z tej dziury, czyli znalezienie drogą ogłoszenia matrymonialnego męża z zagranicy. Jakoś Julisia nie jest nam specjalnie żal, zresztą w ogóle znaczna część filmu utrzymana jest w groteskowej konwencji i czuć w tym woń (albo odór) twórczości Gombrowicza.
Jest w Darmozjadzie... kilka scen wepchniętych na siłę, nieśmiesznych (jak np. wizyta turystów w stółówce), ale jako całość się broni. Czasami po prostu fajnie obejrzeć sobie taki leniwy, niespieszny film. Jak na tak tanią produkcję, obsada jest wręcz kosmiczna. W sumie, gdyby wszystkich chwalić, to trzeba byłoby wymienić praktycznie wszystkich aktorów. W roli Juliusza popis dał Jan Peszek, jako wiejska femme fatale świetnie spisała się Anna Samusionek, a na drugim planie i w epizodach mamy nie tylko znanych aktorów, ale przede wszystkim aktorów, którzy poważnie podeszli do sprawy.
Może, gdyby nie groteskowość niektórych scen... Może, gdyby Juliś nie miał trzydziestki, a liczył sobie powiedzmy lat siedemnaście... Może, gdyby w roli dziecka obsadzić dziecko... Nie, nie ma żadnej gwarancji, że wtedy powstałby lepszy film. Nie chodzi o to, aby zawsze klepać reżysera po ramieniu i szeptać do ucha: "Powinieneś zrobić to tak i tak...". Darmozjad polski osadzony jest w takiej, a nie innej konwencji - i dobrze się go ogląda.
Z informacji czysto kronikarskich: Darmozjad..., mimo dobrego przyjęcia przez branżę (Nagroda Specjalna Jury na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), nie wszedł na ekrany kin, a był emitowany jedynie w telewizji.
Ocena: 4
Darmozjad polski, Polska 1997, reż. Łukasz Wylężałek, wyst. Jan Peszek, Adam Hutyra, Anna Samusionek, Andrzej Iwiński, Janusz Michałowski, Ewa Kula
Komentarze
Prześlij komentarz