Milczenie (Silence) (2016) - recenzja

Kiedy Scorsese jest reżyserem, współscenarzystą i współproducentem, to nie wykreślisz mu 40 stron scenariusza albo nie zostawisz 40 minut jego dzieła pod stołem montażowym. A szkoda, bo mógł powstać wielki film - a tak powstał film nudny.

Może po prostu pierwowzór literacki był za dobry? Powieść Milczenie japońskiego pisarza Shūsaku Endō z 1966 roku uchodzi za jedną z najlepszych, jakie napisali mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni. Bycie wiernym literackiemu pierwowzorowi zwykle nie popłaca. Paradoksalnie, czasami mocne cięcia i zmiany pozwalają uchwycić w filmie "klimat" powieści. Fakt, to truizm, ale nie widzę innego wytłumaczenia, jak ktoś z takim doświadczeniem jak Scorsese mógł napisać tak zły scenariusz. Zły, ale jednocześnie na tyle dobry, że sprawny "script-doctor" bez problemu by go dopracował.

Akcja Milczenia rozgrywa się w XVII-wiecznej Japonii, do której przybywają dwaj jezuici, Rodrigues i Garupe, by świadczyć posługi religijne prześladowanym chrześcijanom z Kraju Kwitnącej Wiśni. Jednak głównym motorem ich podróży była chęć poznania losów ojca Ferreiry. Pamiętali go jako niezłomnego jezuitę, tymczasem gruchnęła plotka, że dokonał apostazji.

Sekwencji zdarzeń można się spodziewać: zakonnicy zostają przyjęci przez współwyznawców, którym niosą pociechą; zakonnicy są świadkami prześladowań japońskich chrześcijan; władze japońskie próbują zmusić zakonników do apostazji - a gdzieś w finale, niczym w dobrym westernie, Rodrigues musi spotkać się z Ferreirą. Pytanie: ciągle bratem w wierze czy apostatą?

Film zmusza do wielu pytań. Czy można zaszczepiać chrześcijaństwo w kraju tak obcym kulturowo? Czy istnieje szansa na porozumienie? Czy w wierze w Chrystusa najważniejsze są rytuały? Wszak prześladowcy wymagają zwykle podeptania wizerunku Jezusa, niczego więcej. I nade wszystko: dlaczego Bóg milczy w obliczu tak okrutnych czynów?

Krytycy, jakby uszczęśliwieni, że ktoś w filmie z gwiazdorską obsadą wreszcie pyta o coś ważnego, przymykają na słabości Milczenia. W trakcie seansu uwaga widza ulatnia się, bo film jest za długi. Pierwsze sceny męczeństwa chrześcijan wstrząsają, drugie też, ale któryś z rzędu męczennik nie robi wrażenia - trochę jakby oddawać się lekturze 6-tomowej Księgi imion i świętych Henryka Frosa i Franciszka Sowy, gdzie w ostatnim tomie są obszerne dodatki poświęconej właśnie Japończykom, którzy oddali życie za wiarę w Jezusa Chrystusa. Niepotrzebnie też rozbudowano wątek Garupe, towarzysza Rodriguesa. Czy nie mogła go po prostu skosić gorączka? Jeżeli robić film, trwający 161 minut, żadna scena nie może być zbędna. Absolutnie żadna!

Kolejna rzecz - język angielski, tak rażący w filmie. Kiedy bohaterowie mówią po angielsku, w Milczeniu oznacza, że mówią w języku portugalskim. Czy nie można było stworzyć filmu, w którym angielski nie udaje portugalskiego? W Hollywood chyba tylko Mel Gibson ma jaja, aby podjąć takie ryzyko. Ja rozumiem, że w amerykańskich filmach nawet kosmici rozmawiają w języku Szekspira, ale odbiera to Milczeniu autentyczności, o którą przecież się starano, chociażby dzięki strojom, plenerom czy japońskim dialogom, które - jak się domyślam - wypowiadane są po japońsku.

To nie jest tragiczny film. Opowiada ważną historię, mierzymy się z wielkimi pytaniami, jest dobrze zagrany i nakręcony, a Scorsese w swoim stylu w pewnym momencie zmienia narratora, co jest fajnym zabiegiem formalnym. Ale Milczenie jest przede wszystkim filmem, który mógł być wielkim, a nie jest. Szkoda.

Ocena: 3

Milczenie (Silence), USA 2016, reż. Martin Scorsese, wyst. Andrew Garfield, Adam Driver, Liam Neeson

Komentarze

Popularne posty