Peter and Vandy (2009) - recenzja

Peter poznaje Vandy, zaczynają się spotkać, mieszkają ze sobą i dopada ich rutyna. Dzięki nielinearnej narracji historia pary młodych ludzi z Nowego Jorku przykuwa bardziej, ale Jay DiPietro nieco zagubił się w tym wszystkim. Film bardziej krąży wokół tematu niż zmierza do jakiegoś rozwiązania.

Jest to problem, bo Peter and Vandy jest filmem szczerym, momentami zabawnym, bardzo dobre zagranym i ciekawie zmontowanym. Kolejny z cyklu "chłopak poznaje dziewczynę, chłopak zdobywa dziewczynę, chłopak traci dziewczynę, czy uda mu się ją odzyskać?", ale jednocześnie o trudnej sztuce bycia w związku, o dopasowywaniu się różnych ludzi i różnych charakterów, i o tych irytujących drobiazgach, swoistej bombie z opóźnionym zapłonem, która musi wybuchnąć, gdy opadnie poziom endorfin.

Niestety, zabrakło w tym pazura. Vandy i Peter są fajni. Bohaterowie Jayowi DiPietro naprawdę się udali, można ich polubić, ale czegoś im brak. Zastanawiałem się nad tym kilka dni, aż mnie olśniło - nie mają hobby, zainteresowań, nie opowiadają fajnych historii. Owszem, Vandy maluje, ale obrazy są pretekstem do opowiedzenia o relacji z jej poprzednim partnerem. Jednocześnie ich "satelici", czyli przyjaciele i rodzina, są niesamowicie bezbarwni i sztampowi, nie licząc małej siostrzenicy Vandy.

Raczej nie wrócę do tego filmu. Powstawały o wiele ciekawsze opowieści na podobne tematy, ale Peter and Vandy nie jest pretensjonalny. To już dużo w dzisiejszym świecie. Zarazem Jay DiPietro szuka nietypowych rozwiązań formalnych i chyba ma coś ważnego do opowiedzenia. Jeżeli nakręci drugi film, z pewnością go obejrzę, bo to może być kawał dobrego kina.

Ocena: 3

Peter and Vandy, USA 2009, reż. Jay DiPietro, wyst. Jason Ritter, Jess Weixler

Komentarze

Popularne posty